Szukaj
Close this search box.

Czegoś trzeba nie robić, aby móc robić coś

Abym mogła sobie „wpakować” w dzień te rzeczy, które chcę robić, potrzebuję z niektórych zrezygnować. Polecam weryfikacje rzeczy i spraw, które robicie, bo może robicie je nawykowo i już nie trzeba?
 
Nie sprzątam strukturalnie, robi to od wielu lat ktoś, kto robi to zdecydowanie lepiej. Czego jeszcze nie robię? Nie robię już przetworów. Kiedyś potrafiłam pognać rano na rynek warzywny i kupić sześćdziesiąt kilogramów buraków, żeby je zrobić w słoiki, tarte i w kawałkach, w superzalewie. Albo zakupić dwie skrzynki ogórków, obrobić i ustawić na półkach w słoikach na zimę. Przygotowywałam soki z owoców, dżem czy przecier z jabłek do ciasta. Tego już nie robię. Ostatecznie skłoniła mnie do nierobienia przetworów przygoda z rocznym zapasem ogórków. Kilkadziesiąt pieczołowicie zawekowanych słoików musiałam wyrzucić, bo wszystkie się popsuły. Wybieram kupowanie może droższych wersji przetworów, z lepszych firm, za to odzyskałam kawałek swojego życia.
Robię też mniej ciast. Kiedyś piekłam jak szalona. Teraz domowe ciasto jest raz na jakiś czas. Wynalazłam miejsce, w którym kupuję dobre wypieki. Korzyść czasowa i kilogramowa – wszyscy w domu szczuplejsi. Nie robię też obiadu ani z dwóch, ani z trzech dań. Wystarczy jedno, tylko zróżnicowane, chociaż też nie zawsze.
 
Nie oglądam telewizji. Wcale. W ogóle okazało się, że nikomu w domu telewizor nie jest potrzebny. Nie surfuję też po internecie tak sobie, bez wyraźnej konieczności.
Nie zadaję się z ludźmi, z którymi nie chcę się spotykać i rozmawiać. Bez względu na to, czy są to znajomi, czy też rodzina. To brzmi może mało „proludzko”, jednak mam tylko dwadzieścia cztery godziny i dlatego wybieram świadomie, z kim i po co chcę spędzać czas.
Nie oglądam do końca filmów czy to w kinie, czy w przestrzeni wirtualnej, które mi się od początku nie spodobały. Komputer zamykam, a z kina wychodzę w trakcie seansu. To samo z książkami. Pomimo że czytam różne rekomendacje, zdarza mi się kupić coś, co okazuje się dla mnie nieciekawe, nieużyteczne czy po prostu nudne albo nie do ogarnięcia. Nie męczę się. Odkładam.
 
Nie walczę za wszelką cenę z własnymi dziećmi i generalnie ludźmi wkoło, i nie próbuję innych przekonać do swojego zdania. Kiedyś udowadnianie ludziom, że nie myślą we właściwy sposób (czytaj: taki jak mój), było dla mnie bardzo ważne i dużo mnie kosztowało. Przeszłam kawałek drogi, żeby zaakceptować fakt, że moje dobre i twoje też dobre. Oszczędzam w ten sposób mnóstwo czasu i energii. Poza tym mówię ludziom prawdę zgodnie z zasadą „prawda nas wyzwoli”. Nawet jak jest trudna, to według mnie prostsza, niż wymyślanie skomplikowanych historii, które mają to ukryć. Wiele razy okazywało się, że powiedzenie komuś prawdy uwalnia zarówno jedną, jak i drugą stronę. Podobnie jak przyznawanie się do błędów i przepraszanie. To także duża oszczędność czasu i energii, a ponadto dobry sposób na budowanie zdrowych relacji z ludźmi.
To rzeczy z książki napisanej kilka lat temu, a wciąż tak jest. Może tylko dużo więcej gotuję, z tytułu pandemii, w ramach możliwości realizacji swojej miłości do mieszania w garnkach.
Więcej takich historii na blogu.